Program Erasmus + już jest w naszej szkole znany. Tym razem działania projektowe dotyczą ekologii, ochrony środowiska, troski o najbliższe otoczenie.
Jedną z wielu zalet i korzyści są podróże do krajów partnerskich, tak zwane mobilności. Jak ktoś kiedyś powiedział, żeby się czegoś nauczyć, należy podróżować. Poznajemy nowe miejsca, ludzi, smaki, samego siebie, języki obce. Pojechaliśmy więc w poszukiwaniu tego wszystkiego do Francji, dokładniej do Nowej Akwitanii. W mobilności udział wzięli uczniowie klasy 8 – Martyna, Patrycja, Ola, Maciek, Lena, Konrad, Weronika wraz z opiekunami p. Bożeną Tomaszewską i p. Katarzyną Kaliszewską. Szkołą goszczącą był Saint Pierre College w Casseneuill, uroczej miejscowości nad rzeką Lot.
Swoją podróż rozpoczęliśmy 3 kwietnia w nocy. Na lotnisko w Poznaniu dotarliśmy dość wcześnie, mogliśmy przygotować się do odprawy. Dla niektórych z nas był do pierwszy lot samolotem, czuliśmy lekki niepokój i stres. Niemniej jednak widoki z okien samolotu pozwoliły zapomnieć o strachu. Pierwsze lądowanie w Corku, w Irlandii – mieliśmy okazję porozmawiać chwilę z native speakerami i zjeść irlandzką pizzę i słodycze na trawie przed lotniskiem. Kolejny lot do Bordeaux to zdecydowanie mniejszy stres. Szybko się nauczyliśmy, co możemy przewieźć w bagażu podręcznym, co to gate czy boarding pass. Do hotelu w Bordeaux dotarliśmy wieczorem. Od tego miasta zaczęło się nasze spotkanie z Francją. Spacer promenadą wzdłuż rzeki Garonna (niektórzy nazywają je miastem mostów – most Pont de Pierre czy wiszący Most Akwitański), a potem po Starówce, która w całości jest wpisana na światową listę UNESCO tylko w niewielkim stopniu ukazał nam piękno tego miasta. Niestety czas nie pozwolił zatrzymać się nam dłużej; w Casseneuill czekały na nas goszczące rodziny – host families. Każdy uczeń był przydzielony do innej rodziny, więc mieliśmy doskonały egzamin z samodzielności, radzenia sobie w nieznanych nam wcześniej sytuacjach. Przydały nam się uśmiech, znajomość języka, no i telefony z translatorami. Jak to mówią: nie taki diabeł straszny, jak go malują. Nasze rodziny okazały się być bardzo sympatyczne i gościnne. Dzięki nim poznaliśmy codzienne życie Francuzów, co i kiedy jedzą, jak mieszkają, jak dzielą się obowiązkami itp.
Kolejne dni dotyczyły głównie działań projektowych – warsztaty o segregacji śmieci i recyclingu, wspólne robienie soków z owoców i warzyw pochodzących z odpadów, escape game – o cenach różnych artykułów spożywczych i rozsądnym robieniu zakupów. Braliśmy też udział w lekcjach, niestety po francusku -). Czy wiecie, że we Francji lekcje kończą się o 16-stej (dla młodszych) albo 17-stej (dla starszych)? Albo, że przerwa na lunch trwa ponad godzinę i niektórzy uczniowie idą wtedy do domu? Nasz pobyt szybko się skończył. Nowe przyjaźnie, kontakty, umiejętności, małe upominki, wiedzę zabraliśmy z sobą. Na zakończenie pobytu nasze panie zaplanowały zwiedzanie innego dużego miasta w regionie, Tuluzy. Tak wielu ludzi w jednym miejscu dawno nie widzieliśmy, gwar, zajęte stoliki w kawiarniach i ławki w parkach. Trzeba było się pilnować, by się nie zgubić. Udało nam się zobaczyć kilka ciekawych miejsc: Bazylikę Św. Saturnina, Plac de Capitole, Klasztor Jakobinów i inne.
W sobotę raniutko przylecieliśmy do włoskiego Bergamo, po kilku godzinach zwiedzania i pysznej włoskiej pizzy wróciliśmy do Gdańska, potem do domu. Wspomnienia z wyjazdu, mnóstwo zdjęć, pamiątek będą z nami jeszcze długo. Załapaliśmy bakcyla podróżowania, a na to nie ma żadnego lekarstwa, tylko kolejne podróże.
Opracowała
Katarzyna Kaliszewska
...........................................................................